Francja zainterwieniuje w Syrii?

Minister spraw Zagranicznych Francjii Laurent Fabius podczas wywiadu „Jeśli Rada Bezpieczeństwa ONZ nie będzie w stanie podjąć decyzji w sprawie domniemanego ataku z użyciem gazu bojowego w Syrii, decyzje będą podjęte w inny sposób” Zaznaczył jednak, że „nie ma mowy o wysyłaniu wojsk lądowych” – czy to oznacza powtórkę z Libii?

Po nadzwyczajnym spotkaniu Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie użycia gazu bojowego (prawdopodobnie sarinu) w Syrii nie ma stanowczego działania. Rada wyraziła „głębokie zaniepokojenie” wieściami o ataku i oświadczyła, że sprawę trzeba wyjaśnić, jednak w tym celu nie zostały poczynione żadne kroki. Rosja i Chiny skutecznie blokują wszelkie próby ostrzejszej reakcji wobec reżimu Asada.

Szef francuskiego MSZ skrytykował blokadę Rosji – powiedział, że „Rosjanie muszą wziąć odpowiedzialność … Wszyscy członkowie RB ONZ mówili, że nie można używać broni chemicznej i podpisali międzynarodowe porozumienie, zabraniające jej wykorzystania, także Rosja”.

Być może Francja zrobi podobnie jak w przypadku Libii – kiedy to dla pomocy rebeliantom wysłali swoje lotnictwo, które startowało z lotniskowca atomowego Charles de Gaulle. Została wtedy utworzona strefa zakazu lotów, a ponadto samoloty często atakowały siły naziemne dyktatora.

Jedno jest pewne – coś trzeba zrobić! Dotychczasowe apele ONZ nic nie dają i tak naprawdę od samego początku było wiadomo, że na nic się one zdadzą. jeżeli doniesienia o użyciu sarinu przez siły rządowe się potwierdzą konieczne będą znacznie drastyczniejsze kroki.

Sytuacja w Syrii – USA rozważają atak

Szef połączonych sztabów gen. Martin Dempsey – najwyższym rangą dowódcą sił zbrojnych USA i najważniejszy doradcą prezydenta Obamy do spraw wojskowych ogłosił,że „administracja Baracka Obamy rozważa użycie siły w ogarniętej wojną Syrii”

Generał miał okazję wypowiedzieć się na ten temat, ponieważ w senacie rozważana jest jego reelekcja na stanowisku Przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. Mówiąc o Syrii generał określił możliwy atak, jako „uderzenia kinetyczne”, zaznaczając, że „kwestia ta jest omawiana wewnątrz amerykańskich agencji rządowych”. Zastępca Dempsey’a – admirał James Winnefeld całkowicie popiera stanowisko szefa i dodaje, że „Mamy całą gamę możliwości. Jesteśmy gotowi, aby działać”.

Ciekawe co generał Dempsey miał namyśli przez uderzenia kinetyczne – być może to oznacza gotowość do ataku rakietowego na placówki wojskowe, czy zgrupowania armii rządowej. W grę może też wchodzić atak przeprowadzony przez drony. Dla rebeliantów najkorzystniejszą rzeczą byłoby wprowadzenie strefy zakazu lotów, tak jak to było w Libii.

Barack Obama już wcześniej zapowiedział, że jeżeli reżim Baszszara al-Asada użyje broni chemicznej będzie zmuszony do udzielenia pomocy militarnej rebeliantom – tak też się stało. W połowie czerwca prezydent zdecydował, że CIA ma przerzucać do Syrii broń ręczna, jak karabiny, pistolety, amunicja, ale rebeliantom najbardziej potrzebne są rakiety przeciwlotnicze i przeciwpancerne.

W Syrii od kwietnia trwa ofensywa wojsk rządowych, ale wydaje się, że ta, bądź co bądź niewielka pomoc wsparła rebeliantów. O ile jeszcze w czerwcu sytuacja była trudna, o tyle w lipcu rebelianci osiągnęli kilka sukcesów.

Armia rządowa liczy ok 200-250 tysięcy żołnierzy, milicjantów, agentów rządowych oraz wspierający ich Hezbollah.
Siły opozycji liczą 110-160 tysięcy ludzi, w ich skład wchodzi największa frakcja, czyli Wolna armia Syryjska, ale też Syryjska Armia Wyzwoleńcza, Syryjski Front Islamski, Front Obrony Ludności Lewantu, te siły są wspierane przez kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony.

Tutaj mapa pokazująca sytuację wojenną:

Kolor zielony syryjska opozycja
Kolor żółty Kurdowie
Kolor czerwony siły rządowe

Zapomniana wojna w Syrii

Mainstreamowe media milczą, tak radio, jak i telewizja, a tysiące ludzi ginie w bratobójczej wojnie. Z danych z 31 Marca 2013r. wynika, że straty wojskowych wynoszą ok. 15.500 żołnierzy, rebeliantów zginęło w przybliżeniu 14.500, natomiast najbardziej na tej wojnie tracą zwykli ludzie, ponieważ wg. opozycji śmierć poniosło ponad 30.000 cywilów. Z danych ONZ wynika, że łącznie w tej wojnie zginęło 70.000 ludzi.

Zachód nie chce mieć z tą wojną nic wspólnego, podczas gdy Rosja, czy Iran wspierają Baszara al-Asada nie tylko dyplomatycznie, ale też poprzez wysyłanie uzbrojenia. Rebeliantów z kolei wspierają niektóre kraje z Ligi Arabskiej, czyli Arabia Saudyjska, Katar, ale także i Turcja. Również Izrael włączył się w tą wojnę i zbombardował ośrodek badawczy Dżamraji z powodu podejrzeń o przetrzymywanie tam broni chemicznej.

Na papierze siły rządowe mają dwu-krotną przewagę, ale obecnie rebelianci są w natarciu – ostatnim dużym sukcesem było przejęcie miasta Ar-Raqqah 6-tego Marca. Ciągle oblegana przez Wolną Armię Syryjską jest stolica Syrii – Damaszek. Poniżej znajduje się mapa prezentująca przebieg wojny w Syrii:

Miasta kontrolowane przez siły rządowe (zielony); rebeliantów (czerwony); walki/sytuacja niejasna (niebieski)

Jak widać Baszar w pełni kontroluje tylko środkowy zachód kraju. Co prawda nie mam dokładnych danych – bo i skąd, ale sądzę, że jeśli rebelianci przejmą wschód i skupią się na działaniach na zachodzie ta wojna będzie się miała ku końcowi. Niestety może to jeszcze potrwać kolejne 2-3 lata, ale to zależy od zaangażowania się innych krajów.

Na pewno wielką ulgą dla rebeliantów byłoby wprowadzenie strefy zakazu lotów nad Libią – tak jak to było podczas wojny w Libii, ponieważ siły rządowe używają tzw. bomb kasetowych, które są zakazane przez międzynarodowe konwencje. Swoją drogą Polska nie zgodziła się na ten zakaz i nadal używamy tych bomb. Sytuacja w Libii była jednak inna – szczególnie pod względem gospodarki, ponieważ oni posiadają pokaźne zasoby ropy, natomiast Syria jest biednym krajem. Jak widać NATO, czy UE nie podejmie żadnych ruchów w tym kierunku, ale pozostaje jeszcze nadzieja, że Liga Arabska podejmie jakieś szersze działanie mające na celu zakończenie tej wojny.