Izrael grozi atakiem

Premier Izraela Benjamin Netanjahu ostrzegł, że jeżeli Iran przekroczy „czerwoną linię”, to Izrael będzie zmuszony do zareagowania w odpowiedni sposób. Ową czerwona linią ma być wyprodukowanie 50 kilogramów 20-procentowego wzbogaconego uranu, co jest równoznaczne możliwością wyprodukowania bomby atomowej. Zdaniem Premiera wytworzenie takiej ilości może zająć kilka tygodni.

Netanjahu powiedział, że w sprawie ataku „nie będzie czekał aż będzie za późno.” Atak ten, jeżeli zostanie przeprowadzony z pewnością będzie wymierzony w Irańskie instalacje nuklearne, jednak ważniejsze jest to, co może on wywołać.

To oznaczałoby wojnę Irańsko-Izraelską, wojnę, która mogłaby się przerodzić w światowy konflikt. Nic nie jest pewne, ponieważ kraje „zachodu” miałyby problemy z udzieleniem poparcia Izraela z kilku powodów. Po pierwsze taki atak musiałby się odbyć wbrew międzynarodowym umowom, a po drugie Iran, to nie Irak, czy Afganistan. Wojsko w tym kraju, pomimo że często dysponuje przestarzałym sprzętem jest dość liczne. Nastroje nieingerowania w sprawy innych widać po zakończeniu arabskiej wiosny- wiele krajów nie chce się angażować w tę wojnę.

Z drugiej strony Iran też nie ma zbyt wielu sojuszników, bo nie sądzę żeby Rosja, czy Chiny mogły ich wesprzeć swoimi siłami. Kraje Arabskie pomimo negatywnego nastawienia do Izraela zaczynają się bać Iranu i mogą nie chcieć im pomóc. Przykładem może być Arabia Saudyjska, która umieściła stanowiska startowe dla rakiet balistycznych w takiej lokalizacji, która pozwala na zaatakowanie zarówno Iranu, jaki i Izraela. Prawdopodobnie są to stanowiska dla rakiet balistycznych średniego zasięgu DF-3.

Z dnia na dzień Iran zbliża się do czerwonej linii wyznaczonej przez Premiera Netanjahu, niedługo jego słowa będą wystawione na próbę, ponieważ nie wydaje się, żeby nowy prezydent Iranu Hassan Rouhani był skłonny do zaprzestania produkcji wzbogaconego uranu.