„Prywatyzacja” partii politycznych

W niedzielę odbyła się debata w sejmie nad możliwościami finansowania partii politycznych. Zaproszenie do wielu ekspertów wysłała marszałek sejmu Ewa Kopacz. Większość z gości opowiedziało się za obecnym, budżetowym modelem finansowania partii politycznych, podkreślając obawę przed „prywatyzacją” partii politycznych. Pytanie, czy również obecny system nie daje takich możliwości.

Obecnie partie dostają pieniądze z budżetu dzięki subwencjom oraz dotacjom. Dotacja – zwrot nakładów, jakie poniosły na kampanię wyborczą. Dostają je ugrupowania, które przekroczyły 5-procentowy próg wyborczy. Subwencje dostają partie, które w wyborach uzyskały 3 procent głosów w skali kraju. To jednak nie są jedyne źródła i nie wolno o tym zapominać.

Partia może otrzymywać pieniądze od ludzi w postaci nie tylko składek członkowskich, ale też darowizn, spadków oraz zapisów – nie tylko od członków partii. Jedynym „zabezpieczeniem” jest zakaz przyjmowania pieniędzy od osób prawnych, czyli generalnie od korporacji i fundacji. To zabezpieczenie jest śmiesznie łatwe do ominięcia i ktoś, nie rozumiem osób chwalących obecny system finansowania.

W rzeczywistości ta reforma niewiele zmienia – w kwestii możliwości finansowania partii przez biznes, ponieważ bardzo ciężko jest całkowicie wyeliminować takie ryzyko. Teoretycznie, gdyby usunąć możliwość jakiegokolwiek wsparcia finansowego przez osoby nie związane z partią to zjawisko by znikło, ale … Jak ktoś nie da pieniędzy partii, to da „partyjniakom” i żadne zabezpieczenie nie pomoże.